Fragmenty spotkania z publicznością po odsłuchu w Instytucie Teatralnym w Warszawie 26 października 2024 roku. W rozmowie prowadzonej przez Michała Choińskiego brali udział współtwórcy słuchowiska: Michał Kuźniak-Nihil, Dominik Gac, Jadwiga Rodowicz- Czechowska, autor scenografii Wojciech Kopeć oraz artystki dawnych „Gardzienic” Anna Zubrzycki i Wanda Wróbel.
Jadwiga Rodowicz-Czechowska: Chcę podziękować za zaproszenie mnie do tego projektu i za zaproszenie nas tu dzisiaj i chcę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa, że są ze mną Anna i Wanda, bo Wanda była pierwszą osobą z „Gardzienic”, którą poznałam. Razem z Wandą byłyśmy zaproszone na pierwszy odsłuch, rodzaj prapremiery, rok temu w Muzeum Etnograficznym. Wywarło to na mnie silne wrażenie. Od razu podeszłam do Dominika i Michała mówiąc, co usłyszałam, że to płynie pewnym nurtem, że głosy krążą, a właściwie przychodzą z różnych stron i tworzą taki kosmos, i wiadomo, że on się aż o coś prosi.
Potem spotkaliśmy się z Dominikiem, który był tak dobry, że przywiózł mi całe nagranie i mogłam spokojnie tego… spokojnie to nie jest to słowo, mogłam się w to wsłuchiwać. Jest kilka skojarzeń, które mi pomogły ułożyć to sobie w głowie. To ostinato [zwane w scenariuszu „maszyną”] jest jak toczące się koło. Z jednej strony koło karmiczne, a więc gdy jedne rzeczy wywołują drugie i które są przyczyną dla kolejnych, które są znów ich skutkiem i tak dalej, i tak dalej. Z drugiej strony, to jest koło wózka, któryśmy ciągnęli przez wsie, wyładowany instrumentami, prowiantem, bagażem. Ciągnęliśmy i pchaliśmy go przez wioski, żeby nie przybyć samochodem, tylko przyjść z pola, dziwną gromadą. Wózek był też elementem scenografii. Wynurzała się z niego Szalona Kobieta – wyciągana przez Guślarza, bo już wtedy były elementy Mickiewicza i Guseł – zawołanie do czyścowych duszeczek.
∽ ❊ ∼
Jest w słuchowisku taki fragment, w którym Włodek Staniewski mówi, jak będzie przebiegał wieczór: że my teraz tu przychodzimy, chcemy się spotkać, potem zaprosimy na zewnątrz, pokażemy spektakl, a potem jeszcze raz dla tych, którzy będą chcieli, proponujemy naszą obecność. Już to było kośćcem tego, co nastąpiło, bo to przebogactwo nagrań, jak wy mówicie sampli – dla mnie to są wycineczki, głosiki, odpryski życia i to się zaczęło nizać. Pomyślałam, że to cudowny rytm, to ostinato, który się przewija. Bo ono jest jak tkanina, na którą można układać ten scenariusz, do którego kluczem była struktura Wyprawy, a więc: Rekonesans, Zgromadzenie, czyli bezpośrednie rozmowy z ludźmi, potem Spektakl wieczorny, uwagi ludzi po spektaklu i drugie Zgromadzenie, a potem część guślarska i same Gusła.
Anna Zubrzycki: Przyjechałam do Polski z Australii w 1978 roku i tak zostałam. Pamiętam ten pierwszy obraz, który widziałam w Spektaklu Wieczornym. To była Wanda i Elżbieta, skaczące przez płonące koła – i to był taki moment, wiecie, są takie momenty w życiu, katharsis – pomyślałam: zostaję tu i koniec. Po odsłuchu czuję jakbym wróciła do mojego aktorskiego dzieciństwa. To była doskonała szkoła. Nie każdemu podobało się to, co robiliśmy. Musieliśmy być naprawdę autentyczni i bezpośrednio prawdziwi – zwłaszcza podczas Zgromadzeń, bo w przeciwnym wypadku ludzie zaczynali się nudzić i rozmawiać między sobą o tym, którą krowę kiedy sprzedać. Nauczyłam się wtedy, że w fachu aktorskim liczy się bycie w sobie, bycie otwartą, autentyczną i przy muzyce.
∽ ❊ ∼
Pamiętam, że jak próbowaliśmy Gusła, to miałam długie włosy i czerwono-białe wstążeczki, które wplatały kobiety ze wsi. Siedziałam u nich na kolanach, jedna mnie trzymała za piersi, druga wplatała, trzecia patrzyła na ręce albo na zęby, zawsze mówili: jakie pani ma piękne zęby. Totalna dygresja, przepraszam, ale to było po prostu niezwykłe. Nie myślałam wtedy, że to jakaś przygoda. To było dla mnie naturalne, ale teraz jak patrzę wstecz, to widzę bandę jeżdżącą i nocującą w różnych miejscach, chodzącą po lesie i szukającą istoty ludzkiej prawdy – w sobie i między sobą. Była w tym taka nuta… było to po prostu bardzo ludzkie. Bez podziału my i oni. Uczyliśmy się od osób, które miały różne doświadczenia w życiu i własne
punkty widzenia.
Bardzo się ucieszyłam z Guseł, które w słuchowisku mówił pan Antoni. Jakie to piękne, dreszcze przechodzą. Nikt by dziś tak nie potrafił. Te słowa takie prawdziwe… Byliśmy tym przesiąknięci przez tyle lat. Było to dla mnie ogromnie znaczące.
∽ ❊ ∼
∽ ❊ ∼
∽ ❊ ∼